Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:1509.99 km (w terenie 221.00 km; 14.64%)
Czas w ruchu:66:31
Średnia prędkość:22.70 km/h
Maksymalna prędkość:66.80 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:71.90 km i 3h 10m
Więcej statystyk

Masa Krytyczna i Malta

Piątek, 25 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Na początek pojechałem po Mateusza do Skórzewa mieliśmy dużo czasu i przed masą i była ładna pogoda więc postanowiliśmy się przejechać do Strzeszynka. Pierwszą przerwę zrobiliśmy nad rusałką, gdzie kąpały się jakieś typowe wieśniaki więc postanowiliśmy się przenieść z pomostu do pobliskich sklepików na jakiegoś loda. Po konsumpcji ruszyliśmy w fajnym tempie do Strzeszynka, gdzie na tamtejszym pomoście zrobiliśmy sobie chwilę przerwy. Wracaliśmy tą sama drogą jednak trochę szybciej, bo czas nas naglił. Dojechaliśmy po Szczesia, gdzie dołączyli do nas Jarzyna i Tomasz. We czwórkę pojechaliśmy na Górczyn spotkać się z Gumisiem. Dalej już na stary rynek na masę. Tam spotkaliśmy Grzegorza z kolegą, Szymona (z wycieczki do Karpacza) również z towarzyszem i gościa z najlepszym nazwiskiem, czyli Szóstaka z Lubonia który również przyjechał z jakimś kumplem. Nie można również zapomnieć o naszym Łydziarzu, czyli Robercie :) takim składem przejechaliśmy całą masę do której w międzyczasie dołączył Młody Guma. Po masie mały wyścig ma Malcie. Niestety źle rozłożyłem moce i zająłem jedno z ostatnich miejsc. Początkowo trzymałem się z Jarzyną na drugim miejscu i tak do polowy Malty jechaliśmy trochę powyżej 40 km\h i oderwaliśmy się od innych. Po krótkim slalomie między ludźmi, uciekł mi na ok 3 długości i już nie dałem rady go dogonić i zwolniłem do 33, bo zużyłem całe zapasy sił, a reszta jechała zwartą grupą jeden za drugim i nie dało rady wcisnąć się komuś na koło, więc straciłem jeszcze więcej sił i wyprzedzili mnie chyba wszyscy. Po chwili odpoczynku postanowiliśmy zrobić jedno kółko w szybkim tempie. Udało się zrobić tylko pół, gdyż Szymon zaliczył glebę. Postanowiliśmy więc pojechać do biedronki na Starołęce, gdzie mieliśmy zrobić małe zakupy. Po chwili zorientowałem się, że nie mam plecaka. Więc potwornie zły szybko jechałem do źródełka gdzie go zostawiłem. Jechałem cały czas w okolicach 30-35 km\h i przejeżdżając przez wszystkie możliwe czerwone światła szybko dotarłem do źródełka. Gdzie ku mojemu zdziwieniu plecak sobie spokojnie leżał i pilnowało go 4 bikerów, którzy zrobili sobie przerwę, i którym jeszcze raz bardzo serdecznie za to dziękuję. Wracając do domu spotkałem moja Kuzynkę Anię z synem Bartkiem i razem zrobiliśmy sobie kółko w spokojnym tempie. Jechaliśmy razem do Hetmańskiej, gdzie się rozdzieliliśmy. Do domu już jechałem swoim tempem
przy bezwietrznej pogodzie :)

Skórzewo i Głuchowo :)

Czwartek, 24 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Najpierw pojechałem do Skórzewa po Mateusza. Następnie razem pojechaliśmy do Gumisia do Głuchowa gdzie planowaliśmy pojechać do Buku pograć w siatkówkę. Niestety ten plan nie wypalił i pojechaliśmy z powrotem do Skórzewa, żeby Mateusz mógł wyprowadzić psa. Mieliśmy tylko się czegoś napić i jechać dalej. Ale okazało się, że gra na Play Statoin 3 bardzo wciąga i wyjechaliśmy godzinę później :) Mieliśmy pojechać nad Rusałkę trochę poodbijać piłkę ale dojechaliśmy do skrzyżowania Bułgarskiej i Bukowskiej i zdecydowaliśmy że już jest z ciemno na grę w siatkówkę. Mateusz postanowił więc wrócić do domu tą samą drogą, którą przyjechaliśmy a ja z Gumisiem pojechaliśmy pod stadion Lecha, gdzie na chwilę umówiłem się z Kariną. Kiedy w końcu przyjechała Gumiś się zmył do domu a my pojechaliśmy na chwilkę do Lasku Marcelińskiego. Chwilę tam posiedzieliśmy ale potwornie gryzły komary i postanowiliśmy się gdzieś przejść prowadząc rowery. Niestety to nic nie dało i musieliśmy wracać do domów.

Duzo terenu :)

Środa, 23 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Na początek dnia umówiłem się z Kariną na wycieczkę do Strzeszyna. Mieliśmy się spotkać o 9 ale musiałem jeszcze iść do sklepu i ostatecznie spotkaliśmy się o 9:30. Dojechaliśmy nad jeziorko w bardzo spokojnym tempie i z jedna przerwą. w Strzeszynku poleżeliśmy trochę na kocu i niestety trzeba było wracać do domu. z powrotem już bez przerwy bo trasa przebiegała z górki. Nad rusałka spotkaliśmy Mateusza z Asią, więc chwilę pogadaliśmy i musieliśmy już uciekać bo Karina spieszyła się na trening. Dalej pojechałem na chwilę do Mateusza do Skórzewa w dość dobrym tempie. U niego chwila przerwy i jedziemy do Gumisia gdzie następnie jedziemy do WPN-u w składzie: ja, Mateusz, Artur i Gumiś. Tam wjechaliśmy na Greiserówkę, gdzie dołączył do nas Tomasz i w tym 5-osobowym składzie odjechaliśmy jezioro Jarosławieckie i Góreckie. nad jeziorem góreckim Guma zaproponował zjazd dość stromą i wymagającą górką. Ja z Arturem pojechaliśmy z nim a Mateusz i Tomasz pojechali dołem. Górka rzeczywiście była stroma i praktycznie całą przejechałem na wciśniętym na maksa tylnym hamulcu i do połowy przednim ale dałem radę bez upadku :) dalej spotkaliśmy się wszyscy przy wyspie zamkowej. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy na Osową Górę na której zjechaliśmy trasą do dh, która była również bardzo trudna ale trochę szybsza. Na dole zrobiliśmy przerwę na szybki posiłek i trzeba było już wracać bo przed nami miała być jeszcze nocna jazda. Wjechaliśmy z powrotem na Osową gdzie odłączył od nas Tomasz. My natomiast rozdzieliliśmy się w komornikach gdzie ja z Mateuszem pojechaliśmy na Plewiska, a Gumiś z Arturem pojechali jeszcze do biedronki. W Plewiskach odłączył ode mnie Mateusz i do poznania jechałem już sam. Po dojechaniu do domu i zjedzeniu kolacji zacząłem negocjacje z moją Mamą na temat mojego nocnego wyjazdu. Niestety tym razem wygrała je mama :( ale z drugiej strony to już zbytnio mi się nie chciało i poszedłem spać. Rano zapomniałem zresetować licznika i postanowiłem do dystansu doliczyć dojazd do szkoły i troszkę jazdy po mieście w celu odebrania mojego, długo oczekiwanego, prawa jazdy :) Podczas tej trasy towarzyszył mi Piotrek.

Podsumowując byłem bardzo zadowolony z dużej ilości jazdy w terenie i z bardzo przyjemnie spędzonego poranka :)

4 Jeziora i gleba :)

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(0)
Rano zadzwonił do mnie Łukasz z pytaniem czy nie wyszedłbym pojeździć. Oczywiście się zgodziłem i zaproponowałem przejażdżkę po moich terenach czyli Rusałka, Strzeszynek itd. Spotkaliśmy się na Bułgarskiej przy biedronce i stąd ruszyliśmy spokojnym tempem do Strzeszynka gdzie mieliśmy pierwszą przerwę. Następnie kawałek dalej prze Kierskim. Dalej jedziemy nad jezioro Lusowskie gdzie kolejna przerwa. Następne w kolejności jest Niepruszewskie. Po oczywistej przerwie jadę odprowadzić Buka do Buku. Jadąc szeroką drogą rowerową połączoną z chodnikiem widzę w oddali że idą 4 Buczyny całą szerokością. Z powodu braku dzwonka zaczynam gwizdać, żeby się rozeszły i tak też się stało. Po zwolnieniu do w miarę bezpiecznej prędkości ok. 7m za nimi puszczam hamulce, aby sprawnie przejechać i nie przeszkadzać dalej niewiastom w rozmowie. Z niewiadomych powodów jedna z nich w tuż przede mną, postanowiła dołączyć do innych koleżanek i weszła mi od koła. Jedyne co zdążyłem zrobić to wcisnąć oba hamulce i krzyknąć prostytutkę. Po chwili oboje z Buczyną znaleźliśmy się na ziemi. Po krótkiej dyskusji co się stało, i próby dowiedzenia się dlaczego weszła mi pod koła skoro widziała że jadę, stwierdziłem że jest to bez sensu i postanowiliśmy z Bukiem jechać dalej. Po dojechaniu do biedronki sprawdziłem cze wszystko jest ok i miałem tylko zdarte kolano i łokieć i trochę pogięty pedał. Pojechaliśmy od mojego towarzysza do domu gdzie jego babcia przemyła mi rany wodą utlenioną. Zjedliśmy ciasteczka, za które serdecznie dziękuję, i wyruszyliśmy w stronę Poznania. Łukasz postanowił odprowadzić mnie do Dopiewa i tam się rozstaliśmy. I pojechałem do Poznania z prędkościom +30 km/h.
Dziękuje
Łukaszowi za wycieczkę i mam nadzieję na więcej takich wypraw.

Borne Sulinowo - Rekord życiowy :)

Środa, 26 maja 2010 · Komentarze(4)
W końcu się zebrałem, żeby opisać wycieczkę :)
Wstałem około godziny 1:20, ponieważ wstępnie mieliśmy się spotkać o godzinie 2 na Plewiskach. Zrobiłem sobie bułki, ubrałem się i spakowałem na drogę :) Następnie dzwonie do Mateusza, żeby zapytać jak im idą przygotowania. Okazało się, że dopiero się budzą, więc ja postanowiłem sobie zrobić ciepłej herbatki i zjeść obfite śniadanie. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem godzinę 2:40. Zadzwoniłem więc do Pawła czy już udało się im wyjechać. Słyszałem tylko szum wiatru w słuchawce, czyli już są w drodze. Wyjechałem z domu o 2:50. Po drodze chciałem się zatrzymać w bankomacie, żeby potem już nie mieć problemu. Niestety okazał się nieczynny :(
Chwilę później dołączyłem już do ekipy i w składzie: Paweł, Mateusz, Tomasz, Mateusz, ja - rozpoczęliśmy trasę punktualnie o godzinie 3:00.
W dość gęstej mgle (przez którą niewiele widziałem w okularach) wjechaliśmy na drogę nr. 184 w kierunku Szamotuł. Tempo mieliśmy takie, żeby dobrze rozgrzać mięśnie przed długą trasą.
Pierwszy PitStop zrobiliśmy sobie przed bankomatem WBK, żebym mógł sobie wypłacić pieniądze. Niestety i ten był nieczynny :(
Oto pierwsze zdjęcie:

Założyłem kamizelkę odblaskową na plecak, żeby być lepiej widocznym dla ludzi, którzy chcą nasz wyprzedzić. Niestety przyniosło to odmienny skutek, a mianowicie stałem się obiektem drwin Pawła, który nazwał mnie "garbatym" :).
Następnie kierujemy się na Obrzycko, gdzie natrafiamy na miejscowość o bardzo ciekawej nazwie więc szybkie zdjęcie i jedziemy dalej. Oto ono:

Jedzie się bardzo dobrze ale zaczyna mnie boleć kolano. Miałem już z tym do czynienia we wcześniejszych wyprawach, więc byłem na to przygotowany. Po przejechaniu o połowy drogi do Czarnkowa kolejna przerwa przy jakimś jeszcze zamkniętym sklepie:

Dalej dojeżdżamy już do Czarnkowa, gdzie w końcu mogę wypłacić fundusze w działającym bankomacie. Dalej przerwa przy browarze czarnkowskim i oczywiście kilka fotek:


Dalej jedziemy już przez Trzciankę do Wałcza. Po drodze trafiamy na granice województw:

Za Wałczem trafiliśmy na miejscowość o jeszcze ciekawszej nazwie, a mianowicie:

Kilka kilometrów za Szwecją dopadł nas deszcz z gradem i musieliśmy to przeczekać w lesie. Niestety schronienie pod drzewami zbyt dużo nam nie dało, więc po 20 min ruszamy dalej. Po chwili docieramy do pierwszego celu naszej wyprawy czyli bazy głowic jądrowych niedaleko Brzeźnicy.


Więcej zdjęć z tych miejsc znajdziecie u Mateusza, ponieważ są to jego zainteresowania.
Następnie dojechaliśmy do Kłomina, gdzie zwiedziliśmy tamtejsze "Miasto Duchów"

Dalej kierujemy się już w kierunku Bornego Sulinowa. W międzyczasie złapał mnie mały kryzys więc zatrzymaliśmy się w pobliskim sklepiku żeby naładować akumulatory na końcówkę wycieczki. Po zjedzeniu 5 bułek, makreli w sosie pomidorowym i pasztetu wstąpiły we mnie nowe moce :) Gdy dojechaliśmy do naszego celu zatrzymaliśmy się w celu zwiedzenia tamtejszego cmentarza radzieckiego:

Czas nam się kończył, więc podeszliśmy to tamtejszej straży miejskiej, która próbowała złapać kogoś na fotoradar. Po konsultacji zdecydowaliśmy że zamiast do Piły, na pociąg pojedziemy do Szczecinka. Kiedy ruszyliśmy zbierało się na deszcz ale mieliśmy nadzieję że nas ominie. Niestety tak się nie stało. Do samego Szczecinka towarzyszyła nam ulewa. Gdy już dotarliśmy na dworzec zakupiliśmy bilety i poczekaliśmy na pociąg, który o dziwo, przyjechał punktualnie :) Wsiadając zajęliśmy przedział dla osób z większym bagażem. Były w nim 3 osoby ale dwie z nich po 10 minutach (nie wiadomo dlaczego :D ) opuściły nasz przedział i przeniosły się do innego wagonu :)
Wysiadając z pociągu szybko pożegnałem się z chłopakami, dziękując im za super wycieczkę. Pojechałem czym prędzej do domu, żeby po drodze trochę się ogrzać. Do domu wszedłem przemoczony i padnięty więc wziąłem tylko szybką kąpiel i od razy zasnąłem w ciepłym łóżeczku :)

Tak wyglądała cała trasa z jednym małym wyjątkiem. Zaczynałem nie z Głuchowa tylko Poznania. Ta mapka jest zrobiona przez Mateusza, a z czystego lenistwa nie chce mi się robić swojej :)

Podsumowując jestem bardzo zadowolony z całej wyprawy. Jedyny minus to to, że dość mocno przesiliłem sobie kolano. Jednak byłem pewien że tak się stanie, więc zbytnio się tym nie przejmowałem. Dziękuję chłopom za to, że zabrali mnie ze sobą i jednocześnie mam nadzieję, że nie byłem dla nich obciążeniem, ponieważ była to moja pierwsza długa trasa.

Dziewicza Góra :)

Piątek, 7 maja 2010 · Komentarze(0)
Zadzwonił do mnie Paweł czy nie przejechałbym się na Dziewiczą Górę. Gdy usłyszałem tę nazwę od razu się zgodziłem, lecz musiałem najpierw skończyć pracę. Gdy byłem już wolny, szybko przebiłem się przez miasto na rondo Śródka. Dalej telefon do Pawła gdzie mam jechać. Dalej przegapiłem skręt w lewo, więc zrobiłem kilka kilometrów dodatkowo. Kawałek dalej uczepiłem się za autobusem i jechałem prawie bez żadnych oporów wiatru :) gdy dojechałem do Puszczy Zielonka okazało się że jest z Pawłem Tomasz. Kilka zdjęć i zjazdów z Dziewiczej bardzo wolnym tempem, ponieważ chwilę wcześniej konkretny upadek zaliczył Tomasz.
Oto kilka zdjęć:


Dalej jedziemy już odprowadzić Tomasza. Jeszcze chwila przerwy w Ikeii na hot-dogi i jedziemy już prosto do Tulec. Tam się rozdzielamy i razem z Pawłem jedziemy do Głuchowa Gdzie dostałem ciepłą herbatkę i skibeczkę z przepysznym gzikiem :) za co serdecznie dziękuję. Paweł postanowił mnie odprowadzić do stadionu Lecha. Było już ok godziny 22 więc pożyczam lampkę tylną od Mateusza i przednią od Artura. Było zimno a ja byłem w krótkich spodenkach więc trzeba było mocno nadepnąć na pedały żeby się rozgrzać. Dojechaliśmy szybko do Poznania i rozdzieliliśmy się na Bułgarskiej. Dalej ja pojechałem do domu a Paweł jeszcze pojechał na chwilę do Szczęsnego. Jak wszedłem już do domu, to mama zapytała się dlaczego jechałem deszczu (którego oczywiście nie było) :) Wszystko dzięki bardzo dobremu tempu jakim przyjechaliśmy.
Oto trasa jaką przejechałem:

Ogólnie wycieczka bardzo udana i mam nadzieję, że jeszcze nie raz pojadę na Dziewiczą Górę :)