Rano zadzwonił do mnie Łukasz z pytaniem czy nie wyszedłbym pojeździć. Oczywiście się zgodziłem i zaproponowałem przejażdżkę po moich terenach czyli Rusałka, Strzeszynek itd. Spotkaliśmy się na Bułgarskiej przy biedronce i stąd ruszyliśmy spokojnym tempem do Strzeszynka gdzie mieliśmy pierwszą przerwę. Następnie kawałek dalej prze Kierskim. Dalej jedziemy nad jezioro Lusowskie gdzie kolejna przerwa. Następne w kolejności jest Niepruszewskie. Po oczywistej przerwie jadę odprowadzić Buka do Buku. Jadąc szeroką drogą rowerową połączoną z chodnikiem widzę w oddali że idą 4 Buczyny całą szerokością. Z powodu braku dzwonka zaczynam gwizdać, żeby się rozeszły i tak też się stało. Po zwolnieniu do w miarę bezpiecznej prędkości ok. 7m za nimi puszczam hamulce, aby sprawnie przejechać i nie przeszkadzać dalej niewiastom w rozmowie. Z niewiadomych powodów jedna z nich w tuż przede mną, postanowiła dołączyć do innych koleżanek i weszła mi od koła. Jedyne co zdążyłem zrobić to wcisnąć oba hamulce i krzyknąć prostytutkę. Po chwili oboje z Buczyną znaleźliśmy się na ziemi. Po krótkiej dyskusji co się stało, i próby dowiedzenia się dlaczego weszła mi pod koła skoro widziała że jadę, stwierdziłem że jest to bez sensu i postanowiliśmy z Bukiem jechać dalej. Po dojechaniu do biedronki sprawdziłem cze wszystko jest ok i miałem tylko zdarte kolano i łokieć i trochę pogięty pedał. Pojechaliśmy od mojego towarzysza do domu gdzie jego babcia przemyła mi rany wodą utlenioną. Zjedliśmy ciasteczka, za które serdecznie dziękuję, i wyruszyliśmy w stronę Poznania. Łukasz postanowił odprowadzić mnie do Dopiewa i tam się rozstaliśmy. I pojechałem do Poznania z prędkościom +30 km/h. Dziękuje Łukaszowi za wycieczkę i mam nadzieję na więcej takich wypraw.
W końcu się zebrałem, żeby opisać wycieczkę :) Wstałem około godziny 1:20, ponieważ wstępnie mieliśmy się spotkać o godzinie 2 na Plewiskach. Zrobiłem sobie bułki, ubrałem się i spakowałem na drogę :) Następnie dzwonie do Mateusza, żeby zapytać jak im idą przygotowania. Okazało się, że dopiero się budzą, więc ja postanowiłem sobie zrobić ciepłej herbatki i zjeść obfite śniadanie. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem godzinę 2:40. Zadzwoniłem więc do Pawła czy już udało się im wyjechać. Słyszałem tylko szum wiatru w słuchawce, czyli już są w drodze. Wyjechałem z domu o 2:50. Po drodze chciałem się zatrzymać w bankomacie, żeby potem już nie mieć problemu. Niestety okazał się nieczynny :( Chwilę później dołączyłem już do ekipy i w składzie: Paweł, Mateusz, Tomasz, Mateusz, ja - rozpoczęliśmy trasę punktualnie o godzinie 3:00. W dość gęstej mgle (przez którą niewiele widziałem w okularach) wjechaliśmy na drogę nr. 184 w kierunku Szamotuł. Tempo mieliśmy takie, żeby dobrze rozgrzać mięśnie przed długą trasą. Pierwszy PitStop zrobiliśmy sobie przed bankomatem WBK, żebym mógł sobie wypłacić pieniądze. Niestety i ten był nieczynny :( Oto pierwsze zdjęcie:
Założyłem kamizelkę odblaskową na plecak, żeby być lepiej widocznym dla ludzi, którzy chcą nasz wyprzedzić. Niestety przyniosło to odmienny skutek, a mianowicie stałem się obiektem drwin Pawła, który nazwał mnie "garbatym" :). Następnie kierujemy się na Obrzycko, gdzie natrafiamy na miejscowość o bardzo ciekawej nazwie więc szybkie zdjęcie i jedziemy dalej. Oto ono:
Jedzie się bardzo dobrze ale zaczyna mnie boleć kolano. Miałem już z tym do czynienia we wcześniejszych wyprawach, więc byłem na to przygotowany. Po przejechaniu o połowy drogi do Czarnkowa kolejna przerwa przy jakimś jeszcze zamkniętym sklepie:
Dalej dojeżdżamy już do Czarnkowa, gdzie w końcu mogę wypłacić fundusze w działającym bankomacie. Dalej przerwa przy browarze czarnkowskim i oczywiście kilka fotek:
Dalej jedziemy już przez Trzciankę do Wałcza. Po drodze trafiamy na granice województw:
Za Wałczem trafiliśmy na miejscowość o jeszcze ciekawszej nazwie, a mianowicie:
Kilka kilometrów za Szwecją dopadł nas deszcz z gradem i musieliśmy to przeczekać w lesie. Niestety schronienie pod drzewami zbyt dużo nam nie dało, więc po 20 min ruszamy dalej. Po chwili docieramy do pierwszego celu naszej wyprawy czyli bazy głowic jądrowych niedaleko Brzeźnicy.
Więcej zdjęć z tych miejsc znajdziecie u Mateusza, ponieważ są to jego zainteresowania. Następnie dojechaliśmy do Kłomina, gdzie zwiedziliśmy tamtejsze "Miasto Duchów"
Dalej kierujemy się już w kierunku Bornego Sulinowa. W międzyczasie złapał mnie mały kryzys więc zatrzymaliśmy się w pobliskim sklepiku żeby naładować akumulatory na końcówkę wycieczki. Po zjedzeniu 5 bułek, makreli w sosie pomidorowym i pasztetu wstąpiły we mnie nowe moce :) Gdy dojechaliśmy do naszego celu zatrzymaliśmy się w celu zwiedzenia tamtejszego cmentarza radzieckiego:
Czas nam się kończył, więc podeszliśmy to tamtejszej straży miejskiej, która próbowała złapać kogoś na fotoradar. Po konsultacji zdecydowaliśmy że zamiast do Piły, na pociąg pojedziemy do Szczecinka. Kiedy ruszyliśmy zbierało się na deszcz ale mieliśmy nadzieję że nas ominie. Niestety tak się nie stało. Do samego Szczecinka towarzyszyła nam ulewa. Gdy już dotarliśmy na dworzec zakupiliśmy bilety i poczekaliśmy na pociąg, który o dziwo, przyjechał punktualnie :) Wsiadając zajęliśmy przedział dla osób z większym bagażem. Były w nim 3 osoby ale dwie z nich po 10 minutach (nie wiadomo dlaczego :D ) opuściły nasz przedział i przeniosły się do innego wagonu :) Wysiadając z pociągu szybko pożegnałem się z chłopakami, dziękując im za super wycieczkę. Pojechałem czym prędzej do domu, żeby po drodze trochę się ogrzać. Do domu wszedłem przemoczony i padnięty więc wziąłem tylko szybką kąpiel i od razy zasnąłem w ciepłym łóżeczku :)
Tak wyglądała cała trasa z jednym małym wyjątkiem. Zaczynałem nie z Głuchowa tylko Poznania. Ta mapka jest zrobiona przez Mateusza, a z czystego lenistwa nie chce mi się robić swojej :)
Podsumowując jestem bardzo zadowolony z całej wyprawy. Jedyny minus to to, że dość mocno przesiliłem sobie kolano. Jednak byłem pewien że tak się stanie, więc zbytnio się tym nie przejmowałem. Dziękuję chłopom za to, że zabrali mnie ze sobą i jednocześnie mam nadzieję, że nie byłem dla nich obciążeniem, ponieważ była to moja pierwsza długa trasa.
Po imprezie czas na powrót do domu. Mateusz mi powiedział, że pojadę z wiatrem więc się ucieszyłem. Niestety się pomylił i również miejscami jak dmuchnęło to nie było wesoło. Na Grunwaldzkiej na chwile się uczepiłem za dostawczym więc stąd ta wysoka prędkość maksymalna :)
Do Pawła i do Biedronki po zakupy na świętowanie zdobycia Mistrzostwa przez Kolejorza :) Jechałem pod wiatr gdzie miejscami z ledwością jechałem 23 km/h
A więc pojechałem na chwilkę do babci na pyszną zupkę szparagową. Następnie do Mateusza pożyczyć imbusy :) Jest to moja pierwsza trasa z licznikiem, który dostałem od chłopaków na 18 :) Dostałem również tylną lampkę i koszyk na bidon (i oczywiście połóweczkę Absolwenta) Za co serdecznie dziękuję :)
Zadzwonił do mnie Paweł czy nie przejechałbym się na Dziewiczą Górę. Gdy usłyszałem tę nazwę od razu się zgodziłem, lecz musiałem najpierw skończyć pracę. Gdy byłem już wolny, szybko przebiłem się przez miasto na rondo Śródka. Dalej telefon do Pawła gdzie mam jechać. Dalej przegapiłem skręt w lewo, więc zrobiłem kilka kilometrów dodatkowo. Kawałek dalej uczepiłem się za autobusem i jechałem prawie bez żadnych oporów wiatru :) gdy dojechałem do Puszczy Zielonka okazało się że jest z Pawłem Tomasz. Kilka zdjęć i zjazdów z Dziewiczej bardzo wolnym tempem, ponieważ chwilę wcześniej konkretny upadek zaliczył Tomasz. Oto kilka zdjęć:
Dalej jedziemy już odprowadzić Tomasza. Jeszcze chwila przerwy w Ikeii na hot-dogi i jedziemy już prosto do Tulec. Tam się rozdzielamy i razem z Pawłem jedziemy do Głuchowa Gdzie dostałem ciepłą herbatkę i skibeczkę z przepysznym gzikiem :) za co serdecznie dziękuję. Paweł postanowił mnie odprowadzić do stadionu Lecha. Było już ok godziny 22 więc pożyczam lampkę tylną od Mateusza i przednią od Artura. Było zimno a ja byłem w krótkich spodenkach więc trzeba było mocno nadepnąć na pedały żeby się rozgrzać. Dojechaliśmy szybko do Poznania i rozdzieliliśmy się na Bułgarskiej. Dalej ja pojechałem do domu a Paweł jeszcze pojechał na chwilę do Szczęsnego. Jak wszedłem już do domu, to mama zapytała się dlaczego jechałem deszczu (którego oczywiście nie było) :) Wszystko dzięki bardzo dobremu tempu jakim przyjechaliśmy. Oto trasa jaką przejechałem:
Ogólnie wycieczka bardzo udana i mam nadzieję, że jeszcze nie raz pojadę na Dziewiczą Górę :)
Dzisiaj pierwsza trasa w towarzystwie. Trochę spóźniony po powrocie z pracy przed domem czekali na mnie już PawełMateusz i Mateusz. Więc biegiem do domu się przebrać w coś krótkiego, biorę Kubusia i w drogę. Miałem duże obawy czy dotrzymam im tempa, ponieważ kiedy jechałem na pożyczonym rowerze, zawsze zostawałem za nimi. Teraz po kupie własnego pojazdu dotrzymywałem tempa nawet Mateuszowi, który prowadził na szosie. Jechało się bardzo dobrze i nawet nie czułem zmęczenia. Pierwsza przerwa przy lewiatanie w Dopiewie tam szybki batonik i jedziemy dalej. Rozdzielamy się w Komornikach, gdzie Paweł wraca do Głuchowa, Jarzyna jedzie na Szreniawę, a ja z Mateuszem wracamy do Poznania. Rozdzielamy się przy stadionie Lecha i wracam do Domu. Trasa wyglądała następująco:
Podsumowując jechało się perfekcyjnie i dowiedziałem się że z moją formą nie jest aż tak fatalnie jak się spodziewałem po poprzednich wyprawach :) Pozdrawiam całą ekipę i liczę na więcej takich wjazdów :)
O godzinie 12:20 wyruszyłem do SkiTeam-u po zakup mojego pierwszego roweru. Wstępnie chciałem kupić biały rower, lecz po krótkiej debacie z Panem z obsługi dotyczącej koloru przekonał mnie że czarny matowy będzie najlepszy. Jednak bardzo mi się spodobały koła biało-czarne poprosiłem w serwisie żeby mi owe założyli. Oczywiście nie było najmniejszego problemu i powiedzieli że rower będzie za godzinkę w pełni gotowy do jazdy :) bardzo mnie to ucieszyło bo obiecałem mamie że pójdę z nią na zakupy. Udało mi się to wszystko załatwić i o godzinie 14:30 wyruszyłem ponownie do SkiTeam-u po odbiór maszyny. Oczywiście wszystko było gotowe, więc przyszedł czas na moja pierwsza wyprawa na własnym rowerze, która była bardzo udana. Początkowo miałem jechać tylko do Lusowa przez Kiekrz lecz wyszło jak wyszło. Rozpocząłem od Rusałki moją ulubioną drogą przy torach. Następnie oczywiście do Strzeszynka i tam pierwsza przerwa na pomoście i kilka zdjęć:
Brak miejsca na bidon oznacza brak możliwości kupna mojego ulubionego Poweraida ponieważ nie miałem go gdzie przechować. Jadę więc dalej do Kiekrza, a że jechało się bardzo dobrze to postanowiłem w końcu dojechać do Lusowa. Napisałem w końcu ponieważ mija poprzednia trasa (jeszcze na rowerze ojca) skończyła się wyjazdem w Pamiątkowie (kilka kilometrów przed Szamotułami :P). Tym razem dokładnie sprawdziłem trasę i udało się dojechać tym razem bez kuchy. Czułem się bardzo dobrze i nie chciałem jeszcze wracać do domu. I w tej chwili przypomniały mi się słowa Pawła "Jedź tam gdzie cię nogi poniosą" :) Tak więc zamiast na Poznań pojechałem na Lusówko, następnie na Sierosław. W buzi miałem kompletną "Saharę" więc zatrzymałem się przy sklepie i kupiłem sobie Poweraida. Po chwili zastanowienia się gdzie go przechowam idealnie wpasował się w tył moich spodni, które następnie przykryłem bluzą. W ten sposób rozwiązałem problem picia :) Ruszyłem dalej i przy kortach tenisowych skręciłem na teren ogródków działkowych czyli przez tereny bardzo dobrze mi znane, dojechałem przez las do Dopiewca. Tam również chwilka przerwy na kilka zdjęć i ruszam dalej. Oto jedno z nich:
Chcąc się pochwalić moim nowym rowerkiem Pawłowi dzwonie do niego czy jest w domu. Niestety był wtedy w innym miejscu więc udałem się w kierunku Palędzia i dalej przez Dąbrówkę i Skórzewo dojechałem do Poznania. Na osiedlu poetów znowu chwila przerwy na pokazanie mojej maszyny Monice, potem już tylko na chwilkę do Darka i już prosto do domu. Podsumowując po pierwszej wycieczce jestem bardzo, bardzo zadowolony z tego zakupu bo jeździ się super. za brak dokładnych danych przepraszam ale to z powodu braku licznika :) Sugeruję się tylko tym co udało się nanieść na google. Starałem się oszacować czas jazdy i wyszło mi ok 2h Cała trasa prezentowała się następująco:
Mam na imię Maciej i mieszkam w Poznaniu. Rowerem jeżdżę już jakiś czas ale to były tylko sporadyczne wycieczki z powodu braku roweru i konieczność pożyczania go od mojego ojca. Obiecałem Pawłowi i Mateuszowi, że gdy kupie już swój rower to założę bikestats więc słowo się rzekło i zakładam swój profil :) Liczę na wiele udanych wycieczek i życzę przyjemnego czytania :)