Na początku Jarzyna zaproponował wspólne kręcenie nad Maltą, a że nie miałem nic ciekawego do roboty to się zgodziłem :) Przejazd przez miasto nie zajął mi wiele czasu i idealnie się zgraliśmy i zaczęliśmy jazdę :) najpierw 3 kółka w dobrym tempie a potem zaczęły mnie łapać skurcze i musieliśmy zrobić przerwę przy źródełku. Dalej mieliśmy zrobić jedno spokojne i znowu trochę szybkich ale dobrze się gadało, więc już nie jechaliśmy szybko oprócz ostatniej prostej :) dalej kawałek odprowadziłem Jarzynę i na Hetmańskiej się rozstaliśmy :) Dalej już prosto do domu :)
Razem z Alkiem długo planowaliśmy tę wyprawę chodź teoretycznie nie mieliśmy jechać tego dnia. Ale czasu było dużo, więc początkowo mieliśmy jechać tylko do Szamotuł lecz skończyło się u mojej cioci w Wartosławiu. Jazda do Wronek miała być małym sprawdzianem dla Alka, który chciał jechać ze mną 270 km do Mielna. Jechaliśmy przez Strzeszynek, Kiekrz, Rokietnicę i Pamiątkowo, więc trochę inaczej niż planowałem. Jechało się koszmarnie bo cały czas pod wiatr. Mówiłem, żeby schował mi się na koło i trzymał się jak najbliżej mnie. W ten sposób dojechaliśmy do Szamotuł. Z tej miejscowości już dobrze znaną drogą do mojej cioci, która mieszka, kawałek za Wronkami we wcześniej przedstawianej mi miejscowości, która zwie się Wartosław. Alek trochę opadł z sił więc obiecałem mu coś do zjedzenia i ciepłą herbatkę u mojego Wujostwa. Gdy dojechaliśmy już po ich dom przyznałem się, że nie powiadomiłem ich o naszej wizycie i jechaliśmy w ciemno ale na 90% będą w domu, bo co innego mogli robić w niedzielę o godzinie 17 :) Niestety troszkę się przeliczyłem, bo ich nie było :( Wtedy morale Alka kompletnie opadły i chciał mnie zabić :) Podzwoniłem w kilka miejsc gdzie mogą oni być, lecz nikt nie udzielił mi odpowiedzi :( Nie dość, że miałem obok siebie lekko poirytowanego Alusia, to nie miałem nic do jedzenia, picie nam się kończyło i dodatkowo oboje myśleliśmy, że ktoś ma jakieś pieniądze w portfelu i liczyliśmy na siebie :) ja miałem trochę ponad 2 złote a Alek miał zapierającą dech w piersiach kwotę 4,50 złociszy :) Wracając już do domu do drodze na początku wsi zajrzałem do sąsiadów, gdzie czasem przesiadywało wujostwo. Oczywiście tam byli :) Ucieszyłem się, ponieważ jedli imieninowego grilla, a ja byłem coraz bardziej głodny. Wszyscy byli uroczyście ubrani więc nawet nie śmiałem zapytać czy możemy się wejść posilić tylko praktycznie od razu pojechaliśmy do Wronek kupić coś do jedzenia. Zdawałem sobie sprawę, że w niedzielę ok 18 nic nie będzie otwarte lecz na szczęście się myliłem i był otwarty dość duży pawilon w którym był nawet świeży chlebek. Kupiłem go a do tego wodę i duży pasztet. Miałem do zapłacenia 6,80 a miałem tylko 6,50. Miła ekspedientka podarowała mi te 30 groszy, gdy powiedziałem że musimy na tym dojechać do Poznania. Zjadłem pół bochenka a Alek ćwierć. Resztę zostawiliśmy na później. Wstąpiły we mnie nowe moce i mogliśmy już spokojnie jechać do Poznania. Miałem nadzieję, że będzie równie mocny wiatr co w druga stronę bo jechalibyśmy cały czas ok 30-35 km/h. Niestety wiatr ucichł, ale tempo i tak było dobre :) W pewnym momencie jechaliśmy przez 2 km 40 km/h. Dalej jechaliśmy już spokojniej. W pewnym momencie wyprzedzili nas jacyś ludzie na skuterze zablokowanym, więc pognałem za nimi. Gdy ich dogoniłem zauważyłem, że maja wyłączone światła. Kierowca dość niepewnie spoglądał w lusterko, gdy zauważył rowerzystę. Ale jego mija była po prostu bezcenna, gdy zrównałem się z nim i powiedziałem żeby zapalił sobie światła :) Gdy dojeżdżałem do niego, on jakby się zasłaniał przed "uderzeniem" z mojej strony a pasażerka nie wiedziała co się dzieje. Po moich słowach tym bardziej zgłupiał, a ja się tylko uśmiechnąłem i wycofałem, żeby zaczekać za moim towarzyszem. Po chwili dojechaliśmy do Poznania, a później na ogrody gdzie się rozstaliśmy. Cała trasa wyglądała tak:
Podsumowując wycieczka bardzo fajna i mam nadzieję, że do nie była moja ostatnia wycieczka z Alusiem :)
Najpierw do Gumisiów, potem razem z nimi nad jezioro Chomęcickie, gdzie czekamy na resztę ekipy, która przyjechała samochodami. Z powrotem zabrałem się samochodem bo było już za ciemno :)
Najpierw pojechałem do Gumisia do domu, gdzie wziąłem prysznic i coś zjedliśmy, za co serdecznie dziękuje. Następnie razem z Młodym, starym Gumisiem i ich mamą pojechaliśmy samochodem nad jeziorko Chomęcickie z pontonem na dachu. Gdy już dojechaliśmy i weszliśmy do wody wpadliśmy na pomysł, żeby przepłynąć jezioro wzdłuż. Cieszę się, że udało mi się przepłynąć w obie strony w fajnym tempie. Wyszło ok 1,6 km w dwie strony. Na pewno nigdy bym się nie porwał na taki pomysł, gdyby nie asekuracja kogoś na pontonie.
Dzisiaj pojechałem sobie standard w dość szybkim tempie, ponieważ w Strzeszynku czekała na mnie Karina :) Na pomoście byłem po niecałych 18 min i średniej 28,5, co jest moim małym rekordem :)Do Strzeszynka jedzie się praktycznie caly czas lekko pod górkę, więc jestem zadowolony ze średniej. W drodze powrotnej na początku nie chciałem przesadzić, bo po kąpieli i totalnemu lenistwu, mięśnie już całkowicie ostygły, więc pierwszą połowę jechałem dość zachowawczo. Jeden koleś chyba się zdenerwował, że go wyprzedziłem i włożył całą swoja siłę, żeby mnie wyprzedzić, a ja cały czas jechałem moje 33 km/h wiedząc, że długo tak nie wytrzyma. Po dojechaniu na Lutycką na lekkiej górce rozpędziłem się do 50 i już go więcej nie spotkałem :) dalej już spokojnie do domku :)
Tym razem z Kariną po pracy postanowiliśmy się przejechać nad Maltę. Ok 18 byłem po nią i w spokojnym tempie przez Starołękę dojechaliśmy nad Maltę tom sobie usiedliśmy i trochę pogadaliśmy o czym tą samą drogą wróciliśmy do domu :)
Skończyłem wcześniej pracę, więc zadzwoniłem do Gumisia czy ma ochotę się gdzieś przejechać. Powiedział, że ma jeszcze chwile ale musi jechać do Cyklotura po odbiór nowych okularów :) Pojechaliśmy więc na Kwiatową a następnie na Maltę robiąc 3 szybkie kółka i powrót na ogrody :) dobrze mi się jechało więc postanowiłem przejechać się jeszcze nad Strzeszynek :) Jestem zadowolony za średniej ponieważ połowę dystansu przejechałem po mieście :)
Tego dnia postanowiłam z moją przyjaciółka Moniką, że się przejedziemy nad jeziorko. Po krótkiej analizie wybór padł na Lusowskie. Więc spokojnym tempem dojechaliśmy tam przez Skórzewo i Dąbrowę. Trochę poleżeliśmy, wykąpaliśmy się i zaczęliśmy się zbierać. Powrót już cały czas bukowską do samego Poznania :)
Tym razem jechałem z moimi kolegami, którzy jeżdżą bardzo rzadko na rowerze, przez co jechaliśmy na prawdę spokojnie :) Przed Strzeszynkiem postanowiliśmy z kolegą, który ostatnio zrobił jakąś trasę ok 100 km, że trochę urwiemy reszcie. Niestety jemu się to zbytnio nie udało i powiedział, że to przez przerzutki :) Trochę poleżeliśmy i pograliśmy w siatkówkę po czym trzeba było wracać do domu. Jeden z kolegów zapytał mnie czy może pojechać na moim rowerze trochę dłużej i ujeżdżał Kubusia do Rusałki. Wycieczka była bardzo udana i mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się ich wyciągnąć na rower :)
Mam na imię Maciej i mieszkam w Poznaniu. Rowerem jeżdżę już jakiś czas ale to były tylko sporadyczne wycieczki z powodu braku roweru i konieczność pożyczania go od mojego ojca. Obiecałem Pawłowi i Mateuszowi, że gdy kupie już swój rower to założę bikestats więc słowo się rzekło i zakładam swój profil :) Liczę na wiele udanych wycieczek i życzę przyjemnego czytania :)