Wpisy archiwalne w kategorii

100-200 km

Dystans całkowity:287.60 km (w terenie 52.00 km; 18.08%)
Czas w ruchu:12:57
Średnia prędkość:22.21 km/h
Maksymalna prędkość:59.10 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:143.80 km i 6h 28m
Więcej statystyk

Parada parowozów - Wolsztyn

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Wycieczka zaplanowana już bardzo dawno temu. Można powiedzieć, że to już taka mała tradycja. Wstałem o 6 i poszedłem do piekarni po świeże bułeczki. Wyjechałem chwile po 7 i pojechałem po Szczesia. Razem jedziemy spokojnym tempem do Głuchowa. Tam po chwili dojeżdża Jarzyna na jedynym (oczywiście poza moim) porządnym rowerze w stawce. Wyruszamy w 7 osobowym składzie w kierunku Stęszewa krajową 5 a następnie 32 w stronę Zielonej Góry. Jechało się bajecznie, bo wiatr dmuchał po plecach a jarzyna nadawał tempo szosą. Jechaliśmy powyżej 35km/h. Chwilę później musiał już wracać do domu i tak zostałem z samymi Kelysami. Następnie 6 osobowym składem jedziemy do Wolsztyna. Niestety nie pamiętam miejscowości przez jakie jechaliśmy więc nie będę ich wymieniać. Do samego Wolsztyna robimy tylko 3 przerwy :)Dojeżdżamy chwilę przed czasem więc mamy chwilę na kilka zdjęć przed tablicą miasta.
Zdjęcia dodam jak dostanę od Pawła.
od Głuchowa do Wolsztyna wyszła na średnia trochę poniżej 30 km/h czyli bardzo dobra jak na rowery górskie. Dalej spotykamy się z Bananem, który pojechał tam na zlot maluchów. Jedziemy na rynek do bankomatu a potem do biedronki na małe zakupy. Następnie jedziemy już na Paradę Parowozów. Zajęliśmy bardzo dobre miejsca obok głównego szlabanu i obok prowadzącego całą imprezę Irka Bieleninika. Widok tych ogromnych maszyn jadących obok nas i drżąca ziemia pod nami to naprawdę niesamowite uczucie. Po paradzie jedziemy na obiadek a następnie próbujemy znaleźć miejsce zlotu maluchów. Po długich poszukiwaniach docieramy na miejsce. Znów kilka fotek i ruszamy już do Poznania. Zgodnie z prognozami Jarzyny wiatr ani nie zmienił kierunku i jeszcze się zaostrzył. Z początku było nie najgorzej, bo nogi były wypoczęte i miałem duży zapas sił. Jednak z biegiem czasu było coraz gorzej. Nawet jazda na kole jeden za drugim nie miała najmniejszego sensu bo wiatr wiał trochę od boku i każdy miał równie ciężko. Jednak wiedzieliśmy że nie mamy zbyt dużo czasu na powrót i mieliśmy chyba tylko 5 przerw licząc z tymi na krótkie siku. Ostatnie 30 km to już była tylko walka z wiatrem i samym sobą. Zaczęło mnie boleć prawe kolano a wiatr wiał coraz mocniej. Jechaliśmy w szczerym polu i było fatalnie. W Stęszewie Wachu zadzwonił po rodziców o bardzo go bolały kolana. My jedziemy dalej do Głuchowa a następnie już do Poznania. Nie wiem kto ale ktoś wpadł na pomysł, żeby pocisnąć trochę z Chomęcic do Głuchowa no i kompletnie bez sił jechałem za nimi jakieś 30 km/h pod wiatr. I to był gwóźdź to mojej trumny. Po rozstaniu się z Gumisiami jedziemy już ok 20 km/h do samego Poznania. miałem jeszcze jechać do Szczesia nasmarować łańcuch ale nie miałem już sił i spokojnie pokulałem się do domku.

Podsumowując:
- super impreza w Wolsztynie
- bardzo fajna ekipa (gdyby nie te kelysy:P )
- jestem bardzo zadowolony z przejechanych kilometrów
- super wiatr w stronę Wolsztyna i fatalny w powrotną

Duzo terenu :)

Środa, 23 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Na początek dnia umówiłem się z Kariną na wycieczkę do Strzeszyna. Mieliśmy się spotkać o 9 ale musiałem jeszcze iść do sklepu i ostatecznie spotkaliśmy się o 9:30. Dojechaliśmy nad jeziorko w bardzo spokojnym tempie i z jedna przerwą. w Strzeszynku poleżeliśmy trochę na kocu i niestety trzeba było wracać do domu. z powrotem już bez przerwy bo trasa przebiegała z górki. Nad rusałka spotkaliśmy Mateusza z Asią, więc chwilę pogadaliśmy i musieliśmy już uciekać bo Karina spieszyła się na trening. Dalej pojechałem na chwilę do Mateusza do Skórzewa w dość dobrym tempie. U niego chwila przerwy i jedziemy do Gumisia gdzie następnie jedziemy do WPN-u w składzie: ja, Mateusz, Artur i Gumiś. Tam wjechaliśmy na Greiserówkę, gdzie dołączył do nas Tomasz i w tym 5-osobowym składzie odjechaliśmy jezioro Jarosławieckie i Góreckie. nad jeziorem góreckim Guma zaproponował zjazd dość stromą i wymagającą górką. Ja z Arturem pojechaliśmy z nim a Mateusz i Tomasz pojechali dołem. Górka rzeczywiście była stroma i praktycznie całą przejechałem na wciśniętym na maksa tylnym hamulcu i do połowy przednim ale dałem radę bez upadku :) dalej spotkaliśmy się wszyscy przy wyspie zamkowej. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy na Osową Górę na której zjechaliśmy trasą do dh, która była również bardzo trudna ale trochę szybsza. Na dole zrobiliśmy przerwę na szybki posiłek i trzeba było już wracać bo przed nami miała być jeszcze nocna jazda. Wjechaliśmy z powrotem na Osową gdzie odłączył od nas Tomasz. My natomiast rozdzieliliśmy się w komornikach gdzie ja z Mateuszem pojechaliśmy na Plewiska, a Gumiś z Arturem pojechali jeszcze do biedronki. W Plewiskach odłączył ode mnie Mateusz i do poznania jechałem już sam. Po dojechaniu do domu i zjedzeniu kolacji zacząłem negocjacje z moją Mamą na temat mojego nocnego wyjazdu. Niestety tym razem wygrała je mama :( ale z drugiej strony to już zbytnio mi się nie chciało i poszedłem spać. Rano zapomniałem zresetować licznika i postanowiłem do dystansu doliczyć dojazd do szkoły i troszkę jazdy po mieście w celu odebrania mojego, długo oczekiwanego, prawa jazdy :) Podczas tej trasy towarzyszył mi Piotrek.

Podsumowując byłem bardzo zadowolony z dużej ilości jazdy w terenie i z bardzo przyjemnie spędzonego poranka :)