Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:1509.99 km (w terenie 221.00 km; 14.64%)
Czas w ruchu:66:31
Średnia prędkość:22.70 km/h
Maksymalna prędkość:66.80 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:71.90 km i 3h 10m
Więcej statystyk

Parada parowozów - Wolsztyn

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Wycieczka zaplanowana już bardzo dawno temu. Można powiedzieć, że to już taka mała tradycja. Wstałem o 6 i poszedłem do piekarni po świeże bułeczki. Wyjechałem chwile po 7 i pojechałem po Szczesia. Razem jedziemy spokojnym tempem do Głuchowa. Tam po chwili dojeżdża Jarzyna na jedynym (oczywiście poza moim) porządnym rowerze w stawce. Wyruszamy w 7 osobowym składzie w kierunku Stęszewa krajową 5 a następnie 32 w stronę Zielonej Góry. Jechało się bajecznie, bo wiatr dmuchał po plecach a jarzyna nadawał tempo szosą. Jechaliśmy powyżej 35km/h. Chwilę później musiał już wracać do domu i tak zostałem z samymi Kelysami. Następnie 6 osobowym składem jedziemy do Wolsztyna. Niestety nie pamiętam miejscowości przez jakie jechaliśmy więc nie będę ich wymieniać. Do samego Wolsztyna robimy tylko 3 przerwy :)Dojeżdżamy chwilę przed czasem więc mamy chwilę na kilka zdjęć przed tablicą miasta.
Zdjęcia dodam jak dostanę od Pawła.
od Głuchowa do Wolsztyna wyszła na średnia trochę poniżej 30 km/h czyli bardzo dobra jak na rowery górskie. Dalej spotykamy się z Bananem, który pojechał tam na zlot maluchów. Jedziemy na rynek do bankomatu a potem do biedronki na małe zakupy. Następnie jedziemy już na Paradę Parowozów. Zajęliśmy bardzo dobre miejsca obok głównego szlabanu i obok prowadzącego całą imprezę Irka Bieleninika. Widok tych ogromnych maszyn jadących obok nas i drżąca ziemia pod nami to naprawdę niesamowite uczucie. Po paradzie jedziemy na obiadek a następnie próbujemy znaleźć miejsce zlotu maluchów. Po długich poszukiwaniach docieramy na miejsce. Znów kilka fotek i ruszamy już do Poznania. Zgodnie z prognozami Jarzyny wiatr ani nie zmienił kierunku i jeszcze się zaostrzył. Z początku było nie najgorzej, bo nogi były wypoczęte i miałem duży zapas sił. Jednak z biegiem czasu było coraz gorzej. Nawet jazda na kole jeden za drugim nie miała najmniejszego sensu bo wiatr wiał trochę od boku i każdy miał równie ciężko. Jednak wiedzieliśmy że nie mamy zbyt dużo czasu na powrót i mieliśmy chyba tylko 5 przerw licząc z tymi na krótkie siku. Ostatnie 30 km to już była tylko walka z wiatrem i samym sobą. Zaczęło mnie boleć prawe kolano a wiatr wiał coraz mocniej. Jechaliśmy w szczerym polu i było fatalnie. W Stęszewie Wachu zadzwonił po rodziców o bardzo go bolały kolana. My jedziemy dalej do Głuchowa a następnie już do Poznania. Nie wiem kto ale ktoś wpadł na pomysł, żeby pocisnąć trochę z Chomęcic do Głuchowa no i kompletnie bez sił jechałem za nimi jakieś 30 km/h pod wiatr. I to był gwóźdź to mojej trumny. Po rozstaniu się z Gumisiami jedziemy już ok 20 km/h do samego Poznania. miałem jeszcze jechać do Szczesia nasmarować łańcuch ale nie miałem już sił i spokojnie pokulałem się do domku.

Podsumowując:
- super impreza w Wolsztynie
- bardzo fajna ekipa (gdyby nie te kelysy:P )
- jestem bardzo zadowolony z przejechanych kilometrów
- super wiatr w stronę Wolsztyna i fatalny w powrotną

Dużo terenu :)

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(1)
Wczoraj zgadałem się z Gumisiem, że dzisiaj rano pojedziemy sobie do WPN-u. Umówiliśmy się na 10 i wyjechaliśmy chwilę po. Szybkie smarowanie łańcucha i jazda stała się znacznie przyjemniejsza. Zwiedziliśmy jezioro Jarosławieckie i Góreckie. Następnie pojechaliśmy na Osową Górę i 4 razy zjechaliśmy torem DH. W między czasie pojechaliśmy coś zjeść. Wracając zamiast jechać Greiserówką jechaliśmy równoległą trasą w przepięknym terenie. Mniej więcej w połowie drogi przecięło naszą drogę stado saren. Niesamowity widok :) Wyjechaliśmy w Szreniawie gdzie był ogromny festyn. Z Gumisiem rozstałem się u niego w domu, gdzie zostałem poczęstowany pyszną pomidorówką. Po chwili ruszyłem do domu. Jechało się przyjemnie, bo dosłownie nie stałem na żadnych światłach. Gdy zbliżałem się do domu postanowiłem, że przejadę się jeszcze do Strzeszynka. Okazało się że niewiele mi zostało do setki i zrobiłem jeszcze 6 kółek wokół jeziora z jedną przerwą na pomoście. Gdy wracałem spojrzałem jeszcze na ilość kilometrów i zabrakło by mi 2 km, więc zrobiłem jeszcze kółko wokół Rusałki. Szczerze mówiąc podczas ostatnich kółek byłem już dość zmęczony, ale postawiłem sobie cel i musiałem go zrealizować :)
Podsumowując:
- Chciałem podziękować Gumisiowi za towarzystwo i zupkę a Karinie za cudowny prezent na moje urodziny, który musiałem przetestować :)
- a przeprosić chciałem Karinę że nie byłem na jej zawodach i moją mamusię, że uciekłem od dzisiejszego sprzątania mieszkania :)

Mistrzostwa Świata

Piątek, 20 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Najpierw pojechałem z moim kuzynem do pracy i trochę powolnie kręciliśmy się po okolicach. Następnie razem z Skórzewiakiem pojechaliśmy się trochę pokręcić nad Maltą i zobaczyć odbywające się tam mistrzostwa świata w kajakarstwie. Niestety przyjechaliśmy za późno i nic nie zobaczyliśmy porobiliśmy chyba z 5 kółek i z 7 razy podjeżdżaliśmy pod górkę przy źródełku bo bardzo mi się spodobała.

Standard

Sobota, 14 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Rusałka -> Strzeszynek -> Kiekrz :)
Przez cała drogę towarzyszył mi Mateusz :)

Nad maltę z Kariną :*

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(0)
Tym razem z Kariną po pracy postanowiliśmy się przejechać nad Maltę. Ok 18 byłem po nią i w spokojnym tempie przez Starołękę dojechaliśmy nad Maltę tom sobie usiedliśmy i trochę pogadaliśmy o czym tą samą drogą wróciliśmy do domu :)

Lusowo z Moniką :)

Niedziela, 4 lipca 2010 · Komentarze(0)
Tego dnia postanowiłam z moją przyjaciółka Moniką, że się przejedziemy nad jeziorko. Po krótkiej analizie wybór padł na Lusowskie. Więc spokojnym tempem dojechaliśmy tam przez Skórzewo i Dąbrowę. Trochę poleżeliśmy, wykąpaliśmy się i zaczęliśmy się zbierać. Powrót już cały czas bukowską do samego Poznania :)

Standard w towarzystwie :)

Piątek, 2 lipca 2010 · Komentarze(0)
Tym razem jechałem z moimi kolegami, którzy jeżdżą bardzo rzadko na rowerze, przez co jechaliśmy na prawdę spokojnie :) Przed Strzeszynkiem postanowiliśmy z kolegą, który ostatnio zrobił jakąś trasę ok 100 km, że trochę urwiemy reszcie. Niestety jemu się to zbytnio nie udało i powiedział, że to przez przerzutki :) Trochę poleżeliśmy i pograliśmy w siatkówkę po czym trzeba było wracać do domu. Jeden z kolegów zapytał mnie czy może pojechać na moim rowerze trochę dłużej i ujeżdżał Kubusia do Rusałki. Wycieczka była bardzo udana i mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się ich wyciągnąć na rower :)