Wronki :)
Niedziela, 25 lipca 2010
· Komentarze(0)
Razem z Alkiem długo planowaliśmy tę wyprawę chodź teoretycznie nie mieliśmy jechać tego dnia. Ale czasu było dużo, więc początkowo mieliśmy jechać tylko do Szamotuł lecz skończyło się u mojej cioci w Wartosławiu. Jazda do Wronek miała być małym sprawdzianem dla Alka, który chciał jechać ze mną 270 km do Mielna. Jechaliśmy przez Strzeszynek, Kiekrz, Rokietnicę i Pamiątkowo, więc trochę inaczej niż planowałem. Jechało się koszmarnie bo cały czas pod wiatr. Mówiłem, żeby schował mi się na koło i trzymał się jak najbliżej mnie. W ten sposób dojechaliśmy do Szamotuł. Z tej miejscowości już dobrze znaną drogą do mojej cioci, która mieszka, kawałek za Wronkami we wcześniej przedstawianej mi miejscowości, która zwie się Wartosław. Alek trochę opadł z sił więc obiecałem mu coś do zjedzenia i ciepłą herbatkę u mojego Wujostwa. Gdy dojechaliśmy już po ich dom przyznałem się, że nie powiadomiłem ich o naszej wizycie i jechaliśmy w ciemno ale na 90% będą w domu, bo co innego mogli robić w niedzielę o godzinie 17 :) Niestety troszkę się przeliczyłem, bo ich nie było :( Wtedy morale Alka kompletnie opadły i chciał mnie zabić :) Podzwoniłem w kilka miejsc gdzie mogą oni być, lecz nikt nie udzielił mi odpowiedzi :( Nie dość, że miałem obok siebie lekko poirytowanego Alusia, to nie miałem nic do jedzenia, picie nam się kończyło i dodatkowo oboje myśleliśmy, że ktoś ma jakieś pieniądze w portfelu i liczyliśmy na siebie :) ja miałem trochę ponad 2 złote a Alek miał zapierającą dech w piersiach kwotę 4,50 złociszy :) Wracając już do domu do drodze na początku wsi zajrzałem do sąsiadów, gdzie czasem przesiadywało wujostwo. Oczywiście tam byli :) Ucieszyłem się, ponieważ jedli imieninowego grilla, a ja byłem coraz bardziej głodny. Wszyscy byli uroczyście ubrani więc nawet nie śmiałem zapytać czy możemy się wejść posilić tylko praktycznie od razu pojechaliśmy do Wronek kupić coś do jedzenia. Zdawałem sobie sprawę, że w niedzielę ok 18 nic nie będzie otwarte lecz na szczęście się myliłem i był otwarty dość duży pawilon w którym był nawet świeży chlebek. Kupiłem go a do tego wodę i duży pasztet. Miałem do zapłacenia 6,80 a miałem tylko 6,50. Miła ekspedientka podarowała mi te 30 groszy, gdy powiedziałem że musimy na tym dojechać do Poznania. Zjadłem pół bochenka a Alek ćwierć. Resztę zostawiliśmy na później. Wstąpiły we mnie nowe moce i mogliśmy już spokojnie jechać do Poznania. Miałem nadzieję, że będzie równie mocny wiatr co w druga stronę bo jechalibyśmy cały czas ok 30-35 km/h. Niestety wiatr ucichł, ale tempo i tak było dobre :) W pewnym momencie jechaliśmy przez 2 km 40 km/h. Dalej jechaliśmy już spokojniej. W pewnym momencie wyprzedzili nas jacyś ludzie na skuterze zablokowanym, więc pognałem za nimi. Gdy ich dogoniłem zauważyłem, że maja wyłączone światła. Kierowca dość niepewnie spoglądał w lusterko, gdy zauważył rowerzystę. Ale jego mija była po prostu bezcenna, gdy zrównałem się z nim i powiedziałem żeby zapalił sobie światła :) Gdy dojeżdżałem do niego, on jakby się zasłaniał przed "uderzeniem" z mojej strony a pasażerka nie wiedziała co się dzieje. Po moich słowach tym bardziej zgłupiał, a ja się tylko uśmiechnąłem i wycofałem, żeby zaczekać za moim towarzyszem. Po chwili dojechaliśmy do Poznania, a później na ogrody gdzie się rozstaliśmy.
Cała trasa wyglądała tak:
Podsumowując wycieczka bardzo fajna i mam nadzieję, że do nie była moja ostatnia wycieczka z Alusiem :)
Cała trasa wyglądała tak:
Podsumowując wycieczka bardzo fajna i mam nadzieję, że do nie była moja ostatnia wycieczka z Alusiem :)