Parada parowozów - Wolsztyn
Sobota, 30 kwietnia 2011
· Komentarze(3)
Kategoria 100-200 km, W towarzystwie, Zaplanowana
Wycieczka zaplanowana już bardzo dawno temu. Można powiedzieć, że to już taka mała tradycja. Wstałem o 6 i poszedłem do piekarni po świeże bułeczki. Wyjechałem chwile po 7 i pojechałem po Szczesia. Razem jedziemy spokojnym tempem do Głuchowa. Tam po chwili dojeżdża Jarzyna na jedynym (oczywiście poza moim) porządnym rowerze w stawce. Wyruszamy w 7 osobowym składzie w kierunku Stęszewa krajową 5 a następnie 32 w stronę Zielonej Góry. Jechało się bajecznie, bo wiatr dmuchał po plecach a jarzyna nadawał tempo szosą. Jechaliśmy powyżej 35km/h. Chwilę później musiał już wracać do domu i tak zostałem z samymi Kelysami. Następnie 6 osobowym składem jedziemy do Wolsztyna. Niestety nie pamiętam miejscowości przez jakie jechaliśmy więc nie będę ich wymieniać. Do samego Wolsztyna robimy tylko 3 przerwy :)Dojeżdżamy chwilę przed czasem więc mamy chwilę na kilka zdjęć przed tablicą miasta.
Zdjęcia dodam jak dostanę od Pawła.
od Głuchowa do Wolsztyna wyszła na średnia trochę poniżej 30 km/h czyli bardzo dobra jak na rowery górskie. Dalej spotykamy się z Bananem, który pojechał tam na zlot maluchów. Jedziemy na rynek do bankomatu a potem do biedronki na małe zakupy. Następnie jedziemy już na Paradę Parowozów. Zajęliśmy bardzo dobre miejsca obok głównego szlabanu i obok prowadzącego całą imprezę Irka Bieleninika. Widok tych ogromnych maszyn jadących obok nas i drżąca ziemia pod nami to naprawdę niesamowite uczucie. Po paradzie jedziemy na obiadek a następnie próbujemy znaleźć miejsce zlotu maluchów. Po długich poszukiwaniach docieramy na miejsce. Znów kilka fotek i ruszamy już do Poznania. Zgodnie z prognozami Jarzyny wiatr ani nie zmienił kierunku i jeszcze się zaostrzył. Z początku było nie najgorzej, bo nogi były wypoczęte i miałem duży zapas sił. Jednak z biegiem czasu było coraz gorzej. Nawet jazda na kole jeden za drugim nie miała najmniejszego sensu bo wiatr wiał trochę od boku i każdy miał równie ciężko. Jednak wiedzieliśmy że nie mamy zbyt dużo czasu na powrót i mieliśmy chyba tylko 5 przerw licząc z tymi na krótkie siku. Ostatnie 30 km to już była tylko walka z wiatrem i samym sobą. Zaczęło mnie boleć prawe kolano a wiatr wiał coraz mocniej. Jechaliśmy w szczerym polu i było fatalnie. W Stęszewie Wachu zadzwonił po rodziców o bardzo go bolały kolana. My jedziemy dalej do Głuchowa a następnie już do Poznania. Nie wiem kto ale ktoś wpadł na pomysł, żeby pocisnąć trochę z Chomęcic do Głuchowa no i kompletnie bez sił jechałem za nimi jakieś 30 km/h pod wiatr. I to był gwóźdź to mojej trumny. Po rozstaniu się z Gumisiami jedziemy już ok 20 km/h do samego Poznania. miałem jeszcze jechać do Szczesia nasmarować łańcuch ale nie miałem już sił i spokojnie pokulałem się do domku.
Podsumowując:
- super impreza w Wolsztynie
- bardzo fajna ekipa (gdyby nie te kelysy:P )
- jestem bardzo zadowolony z przejechanych kilometrów
- super wiatr w stronę Wolsztyna i fatalny w powrotną
Zdjęcia dodam jak dostanę od Pawła.
od Głuchowa do Wolsztyna wyszła na średnia trochę poniżej 30 km/h czyli bardzo dobra jak na rowery górskie. Dalej spotykamy się z Bananem, który pojechał tam na zlot maluchów. Jedziemy na rynek do bankomatu a potem do biedronki na małe zakupy. Następnie jedziemy już na Paradę Parowozów. Zajęliśmy bardzo dobre miejsca obok głównego szlabanu i obok prowadzącego całą imprezę Irka Bieleninika. Widok tych ogromnych maszyn jadących obok nas i drżąca ziemia pod nami to naprawdę niesamowite uczucie. Po paradzie jedziemy na obiadek a następnie próbujemy znaleźć miejsce zlotu maluchów. Po długich poszukiwaniach docieramy na miejsce. Znów kilka fotek i ruszamy już do Poznania. Zgodnie z prognozami Jarzyny wiatr ani nie zmienił kierunku i jeszcze się zaostrzył. Z początku było nie najgorzej, bo nogi były wypoczęte i miałem duży zapas sił. Jednak z biegiem czasu było coraz gorzej. Nawet jazda na kole jeden za drugim nie miała najmniejszego sensu bo wiatr wiał trochę od boku i każdy miał równie ciężko. Jednak wiedzieliśmy że nie mamy zbyt dużo czasu na powrót i mieliśmy chyba tylko 5 przerw licząc z tymi na krótkie siku. Ostatnie 30 km to już była tylko walka z wiatrem i samym sobą. Zaczęło mnie boleć prawe kolano a wiatr wiał coraz mocniej. Jechaliśmy w szczerym polu i było fatalnie. W Stęszewie Wachu zadzwonił po rodziców o bardzo go bolały kolana. My jedziemy dalej do Głuchowa a następnie już do Poznania. Nie wiem kto ale ktoś wpadł na pomysł, żeby pocisnąć trochę z Chomęcic do Głuchowa no i kompletnie bez sił jechałem za nimi jakieś 30 km/h pod wiatr. I to był gwóźdź to mojej trumny. Po rozstaniu się z Gumisiami jedziemy już ok 20 km/h do samego Poznania. miałem jeszcze jechać do Szczesia nasmarować łańcuch ale nie miałem już sił i spokojnie pokulałem się do domku.
Podsumowując:
- super impreza w Wolsztynie
- bardzo fajna ekipa (gdyby nie te kelysy:P )
- jestem bardzo zadowolony z przejechanych kilometrów
- super wiatr w stronę Wolsztyna i fatalny w powrotną